Ogłoszenia Kapitolu

...

czwartek, 7 czerwca 2012

never lose control



— A co jeśli pewnego dnia okaże się, że tak naprawdę nie potrafisz planować? - zapytał.
Cichy śmiech. Naiwne próby oszukania rzeczywistości.
Będziemy mieli kłopoty...
Ciemność okazywała się upragnioną drogą ucieczki dla przemęczonych oczu, więc dziewczyna uparcie nie unosiła teraz powiek. Tkwiła bez ruchu, z głową ułożoną na tak dobrze znanych sobie kolanach. Ktoś inny z całą pewnością pomyślałby, że śpi. Ktoś, z kim nie spędziła na cuchnącej ulicy tylu chwil, dni, miesięcy, lat... W takich okolicznościach najłatwiej przejrzeć człowieka. Nie ma rzeczy, za którymi można się schować i spraw, dla których warto udawać.
Nie musiał o nic pytać. Doskonale wiedział, co w tym momencie zaprząta jej umysł.
— Finch...
— Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka - szepnęła przekręcając się na prawy bok. Spojrzenie utkwiła teraz w przeciwległej, podniszczonej ścianie jednego ze starych budynków — Nie można mi ufać...



Finch Emerson 
17 lat || Dystrykt 5 || Złodziejka uliczna


Widzisz ją? Nie? Przyjrzyj się dobrze. Tam! Przemyka szybko i niezauważalnie, jak cień. Kroczy między słodko nieświadomymi mieszkańcami Piątego Dystryktu. Każdy przemyślany ruch, gest, słowo. Logika. Analiza. Osobliwy taniec. Zielone, kocie oczy bacznie wypatrują upragnionego celu. Mistrzostwo w swej profesji. Spryt i precyzja chodzące na dwóch nóżkach. Tak właśnie żyje - z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Bez marzeń, bez rodziny, bez ułud.
Mawiają, że to okazja czyni złodzieja. Osobiście twierdzę, że to złodziej szuka sobie stosownej okazji.  Mawiają też, że niezwykle trudno określić charakter człowieka za pomocą kilku zdań. Kolejna bzdura. Zrobię to za pomocą zaledwie dwóch słów - pole minowe.


Silny działa ręką, mądry rozumem...  a sprytny kimś trzecim.

Wyobraź sobie miejsce urzekające całą swą postacią. Miękkość rozkosznej trawy, szum wiatru i cichy świergot ptaków okupujących jedną z gałęzi pobliskiego drzewa. Połóż się, zamknij oczy i wyzbądź się wszystkiego, co zaprząta twą podświadomość. A teraz pomyśl, że śpiew ptaków milknie, szum wiatru wdzierającego się między liście ustaje, a w twym umyśle zapada nagle niczym niezmącona cisza. Cisza to... niekiedy najgłośniejszy krzyk, wiesz? Jednak nawet w jej towarzystwie nie sposób usłyszeć szeptu codzienności, jeśli słuchać się nie potrafi. Wystarczy krótka chwila, by wsłuchać się w samego siebie. By zgłębić pragnienia... i rzeczy, których tak bardzo się boisz.
Raz, dwa, trzy - w powietrzu unosi się zapach strachu i wilgoci, sielanka zostaje przerwana. Wracasz do rzeczywistości i nagle impuls powstały gdzieś na granicy twej podświadomości nakazuje ci spojrzeć ponad siebie. W tej samej sekundzie, w czasie trwania której posłusznie - niczym marionetka - zadzierasz głowę ku górze, na czubku twego nosa rozbija się chłodna, zabłąkana kropla. Maleńki zwiadowca, zapowiedź rychłej ulewy... Ani się obejrzysz, a miliony jej podobnych rozbijają się o napotkane przeszkody, wygrywając przy tym rytmiczną melodię tłumioną przez dźwięki ożywionego dystryktu. Nie stojąc dłużej na drodze samobójczej wędrówki poszczególnych kropli, kierujesz się do wnętrza jednej z pobliskich kamienic. Nieważnym staje się fakt, iż nie masz pojęcia o tym, dokąd zmierzasz. Popychasz grube, drewniane drzwi i wkraczasz na skąpany w półmroku korytarz. Jedynym źródłem światła jest to wytwarzane przez starą, nagą żarówkę zwisającą bezwładnie na zbyt długim, niezabezpieczonym przewodzie. Rozglądasz się niepewnie... i słuchasz...
Do twych uszu dociera nagle salwa odrażających dźwięków - niczym barwny korowód, którego nie sposób zatrzymać. Słyszysz kłótnie małżeństwa w mieszkaniu za drzwiami oznaczonymi numerkiem jeden, ich sąsiadów uprawiających dziki seks, płacz niemowlęcia i głuchy huk roztrzaskiwanych talerzy.



Żadne z nas nie wybiera świata, w którym żyje.

Dziś mówią na mnie Finch. Mam siedemnaście lat. Wczoraj miałam dom, braci, ojca i marzenia. Dzisiaj nie mam nic. A teraz zastanów się chwilę. Nie wiesz, kim jestem. Mogę być tym, kto w danym momencie przyjdzie mi do głowy. Twą przyjaciółką, sąsiadką, koleżanką ze szkolnej ławki, czy nawet... tobą. To ja tworzę swój świat. Finch, Abba, Hope... mam setki imion i nazwisk. Prawdziwe znane było tylko trzem osobom, dla których od dawna przestałam już mieć jakiekolwiek znaczenie. Od czterech lat sama odpowiadam za to, co robię. Kantuję, kradnę, kłamię. Nie, nie wstydzę się tego i nie boję. Kłamstwo jest dobre, jeśli nie wpędzi cię do grobu. Strachliwy kłamca, to marny kłamca. Tylko przegrany czeka pokornie na to, co zgotuje mu los. Ja nie przegrywam. Nigdy. Wolę taką rzeczywistość... wolę chłód, niepewność, kiepskie warunki i walkę o każdy kolejny dzień, nagrodzone poczuciem niezależności, niż sekundę spędzoną w miejscu, który niegdyś nazywałam domem. Wolę towarzystwo dwóch ulicznych, nastoletnich złodziei, od których nauczyłam się większości sztuczek, niż nieprzerwane kłótnie z pijanym człowiekiem,  którego powinnam nazywać ojcem. 

Jedno spojrzenie wystarczy, bym wiedziała, kim jesteś. Jedno twoje słowo i w mojej głowie rodzi się setka pomysłów na to, jak pozbawić cię czegoś, co sama uznam za cenne.
Spójrz tylko, zatańczysz jak marionetka, za której sznureczki to ja będę pociągać. Nawet się nie zorientujesz. Wciągnę cię w moją grę, w moje zasady, a wtedy już niczego nie będziesz mógł być pewny. Sprzeczność w sprzeczności, mistrzyni kamuflażu i gry pozorów. To tylko słowa. Czasem na własne życzenie pakuję się w kłopoty. Nie potrafię zrezygnować z raz obranego celu, co niekiedy okazuje się zgubne w skutkach. Nie potrafię też przyznać się do błędu. To te z moich największych wad. O reszcie nie powiem. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że największym strachem powinien napawać nie ten, który jasno manifestuje swe zdolności, ale ten, kto pod powłoką milczenia ukrywa nie tylko zalety, ale i słabe strony. Potraktuj mnie jak książkę, o której nic nie wiesz, a której prawdopodobnie nie będzie dane ci przeczytać. Niczego nie tracisz. Nie uznaję kompromisów, doskonale wiem, do czego dążę. Podobno wrodzona ignorancja pozbawi mnie kiedyś resztek ochłapów godności, które udało mi się zatrzymać. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy sądzą, że zdążyli mnie poznać. Robię tylko to, co sama uznam za stosowne, rady innych nigdy nie były dla mnie czymś godnym poświęcenia choć odrobiny uwagi. W dzisiejszym świecie polegać można tylko na sobie. Jestem sprytna, wygadana, czasem zbyt śmiała i bezczelna. Cyniczna, arogancka egoistka. Nie zawaham się przed wykorzystaniem kogoś do własnych celów. Intrygantka, indywidualistka, manipulantka. Wyliczać można nieprzerwanie przez bardzo długi czas. Widzisz w tym cel? No właśnie...



Informacje podstawowe:
Kanciarz | Szuler | Uliczny złodziejaszek
Finch Emerson /obecnie/
17 lat | urodzona 14 lipca o 3.32  | Piąty Dystrykt
ojciec: piekarz / pijak | matka: nieznana
rodzeństwo: Dwóch Starszych braci. Matt i Jeremy.
Jeden z nich wybrany na trybuta w 70 Głodowych Igrzyskach. Poległ po jedenastu dniach pobytu na arenie, kwalifikując się do finałowej trójki.  Finch do ostatniej chwili wierzyła w jego powrót. Od tego momentu pała szczerą nienawiścią do Kapitolu, bowiem Matt zginął w sztucznej powodzi wywołanej przez organizatorów, a nie z ręki innego trybuta. Miał 15 lat
Jeremy zbiegł z domu kilkanaście miesięcy temu, porzucając całe dotychczasowe życie. Finch nie wie gdzie jest i czym się zajmuje. Ma 21 lata.

Zdolności wrodzone? Ponadprzeciętna inteligencja, spryt, pamięć fotograficzna.  Zdolności nabyte? Absolutne podstawy w chwytach samoobrony, szybkość, zwinność, orientacja w terenie, maskowanie, tropienie, podstawy w udzielaniu pierwszej pomocy, panowanie nad emocjami, nie najgorszy poziom w posługiwaniu się nożem (do eksperta jej daleeeeko)


A k t u a l n i e:
Finch stara się obmyślić plan, który zagwarantowałby jej sukces w pewnej sprawie. Może wydawać się nieco roztargniona i nieobecna, co niezbyt się jej podoba. Istnieje ryzyko popełnienia przez nią błędów.
+ Liszka wciąż nie jest Liszką, więc jeśli ktoś miałby ciekawy pomysł odnośnie okoliczności, w których mogłaby zostać ów mianem ochrzczona, to ja chętnie zapraszam do wątku, bądź/ oraz ewentualnie notki.


P O W I Ą Z A N I A  ||  N O T K I  ||  D O D A T K O W O

________________________________________________________________


Bez przeciągania: chęć na wątki przeogromna, co jest normą.
Ja - pomysł - ty wątek | Ty - pomysł, ja - wątek.
Uczciwie. Tak myślę.
Odpisuję w naprawdę dziwnej kolejności. Dziwnej na tyle, że czasem sama
jej nie ogarniam. Nie upominać się. Przyjdzie chęć, odpiszę. 
A teraz żegnam i gratuluję tym, którzy przebrnęli przez całość tej... 
dziwnej karty.


+ Tak sobie podle wymyśliłam, że Liszka fach dzieli z dwoma panami - siedemnastoletnim i trzynastoletnim osobnikiem. Dla młodszego jest bardziej, jak matka, czy ewentualnie starsza siostra. Dla starszego (patrz: fragment na początku) - kto ich tam wie. (patrz vel. 2: tak, w domyśle jest to osobnik, z którym Finch trafiła na arenę (insurgent), a którego potem - nieumyślnie rzecz jasna - zabiła). I jeśli ktoś nie miałby pomysłu na własną postać, to ja chętnie któregoś z nich odstąpię.



55 komentarzy:

  1. [Ła. Niby dwa rudzielce sporo mają ze sobą wspólnego, ale ta po prawdzie to praktycznie we wszystkim się różnią - ciekawie ;) Będę musiała włączyć myślenie w końcu i zastanowić się nad wątkiem, to na pewno ^^]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Moja edukacja od zawsze chadza alternatywnymi drogami ;) Niemniej dzięki za troskę. Jeszcze tylko 5 egzaminów i będę szczęśliwym człowiekiem.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [W stu procentach się zgodzę w tym przypadku ;)
    Z tym, że prędzej Finch się z piątki ruszy niż Nadziejka z dziewiątki, to fakt. Chociaż niby rzeczy niemożliwych nie ma. A jeśli chodzi o to, że lepiej nie zaczynać od próby kradzieży, to... Z czego w ogóle byłby sens okradać tego biednego jak mysz kościelna karzełka? xD Można pokombinować z tym, że dla kogoś, kto Thornton nie zna, to ona może sprawiać wrażenie nie do końca normalnej...]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hm... Ja mam zalążek pomysłu na nazwanie Liszki Liszką, ale najpierw zrobię kartę swojej postaci. No, w końcu Finch musi się zajmować trzynastoletnim Ringiem (tak to się odmienia, nie?) A tak poza tym, to witam i strasznie się cieszę, że mogę być jednym z autorów! :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Wąteczek? Liszka mogłaby np. perfidnie okraść Sophie, gdy ta akurat niesie zapasy, dla jakiejś rodziny :P Czy masz jakiś lepszy pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [To może spróbuję zacząć, gdzie Sophie zapuści się niewinnie z gpsem i jedzeniem w jej skromne progi :D]

    OdpowiedzUsuń
  7. "Sophie, Sophie" - słyszała co jakiś czas w swojej głowie rozpaczliwy jęk kobiety, którą skatowali strażnicy pokoju, kiedy ta oddała jej swoje zapasy. Dziewczyna stała tam jak zamrożona, nie wiedząc co ma zrobić.
    - Głupia idiotka, i Ty niby chcesz zgłosić się na igrzyska? - dogryzła sama sobie, mając już lekko wilgotne oczy. Co z tego, że rzucanie i posługiwanie się nożem szło jej dobrze, kiedy w momencie największej potrzeby by ich użyć, po prostu nie potrafiła tego zrobić. Stwierdziła, że musi zdecydowanie popracować nad atakiem prawdziwych przeciwników, a nie tylko drewnianych kukieł czy też jabłek na drzewie. Wstała ze swojego łóżka, patrząc na listę, z adresami osób, którym pomagała. Dziś była kolej na rodzinę Collinsów z Dystryktu 5. Szybkim ruchem wpisała adres w swoje urządzenie gps i zabierając torbę z zapasami udała się w podróż. Mogła być dumna z tej nawigacji, gdyż usprawniła ją na tyle, aby pokazywał zbliżających się strażników. Dzięki temu mogła ich unikać, jednak wiązało się to z wybieraniem najmniej uczęszczanych ścieżek gdzie nie było również i ludzi. Nie zawsze go ze sobą brała, starając się poczuć to że przynależy do mieszkańców, jednak po ostatnim incydencie wolała tego nie robić. I tak poprzez mroczne zaułki i wąskie ścieżki w mgnienia oka znalazła się w Piątce. Do celu pozostało jej tylko przejście na drugi koniec Dystryktu.

    [A tak w ogóle, to w karcie kopnęłam się w nazwisku i wpisałam Bedford, zamiast Belford, jak mam w nicku, ale już to poprawiłam. Poprawisz również z boku? Z góry dziękuję i przepraszam za pomyłkę :P]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Czemu tak sądzisz? :D Wszak jeszcze się nie znają :p]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Dziękuję i nawzajem ;) Widzę, kolejna fanka AC/DC :D Jednoczmy się! ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jak na insurgent zaryzykowała i spróbowała M. okraść, to czemu nie xD]

    Nie bez powodu niektórzy nazywali Dziewiątkę dystryktem kontrastów. Pierwszym i najbardziej oczywistym był oczywiście wygląd tej części Panem. Szara, brudna część miejska, z całym mnóstwem zakładów przetwórstwa i innych, nie mniej obskurnych budynków, a za nią ciągnące się pozornie w nieskończoność pola uprawne. Ale poza tym istniały jeszcze inne takie zderzenia światów, choć może nie tak łatwo dostrzegalne. Jak choćby garstka żyjących, można by zaryzykować stwierdzenie, w luksusowych warunkach kupieckich rodzin na przeciw całej masy ludzi żyjących w skrajnej biedzie. Niczego pośrodku. Albo - albo. Drobne kradzieże stanowiły tu więc niemalże normę, do której wszyscy już dawno przywykli. Po pewnym czasie bogatsi nie mieli wyjścia innego, jak po prostu zacząć się pilnować, a reszta... Reszta nie miała niczego do stracenia. Zawsze pozostawała szansa wzbogacenia się na jakimś nieuważnym przyjezdnym.
    Ginger nie raz i nie dwa sama próbowała szczęścia w złodziejskim fachu, choć nigdy naprawdę na serio. Zazwyczaj wtedy, kiedy w domu komunalnym przychodził zdecydowanie gorszy okres i astragale okazywały się być zupełnie niewystarczające. Na przykład teraz, od dłuższej chwili obserwowała stojącego przy jednym ze straganów mężczyznę, który wyraźnie zajęty był bardziej rozmową, niż zważaniem, co się wokół niego dzieje. I właśnie miała ruszyć w jego kierunku, kiedy niemal przed samym nosem przemknął jej jakiś jasnowłosy dzieciak, idąc dokładnie w stronę upatrzonego przez dziewczynę celu.

    [Jak dla mnie, to nawet mogą próbować ją wrobić w tę kradzież, jakby coś ;) Za błędy w tym powyżej przepraszam, ale nawet nie mam siły sprawdzać.]]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ja ostrzegałam, że to wariatka jest i że najpierw robi, potem myśli :D Czy w końcu okradła, to w zasadzie nie wiem, bo wątku nie skończyłyśmy, ale z notki M. by wynikało, że tak ^^ A tym gorzej dla niej,że to chodziło o oszczep, który dostał od kogoś...
    Nie wiem, czy dzisiaj jeszcze odpiszę, bo średnio u mnie z myśleniem, ale się postaram (:]

    OdpowiedzUsuń
  12. [W takim razie wątek musi być z moim krwiożercą <3]

    OdpowiedzUsuń
  13. [To chyba zaraz się popłaczę :c bo 1. z Cato koniecznie musi być wątek, zwłaszcza, że on teraz bierze udział w ulicznych bójkach :D 2. Byłam taka ciekawa co wymyślisz Sophie i co ta niedojda zrobi :P]

    OdpowiedzUsuń
  14. Realia domów komunalnych Hope znała aż za dobrze, bo sama trafiła do jednego z nich jako niespełna miesięczne niemowlę. Szesnaście lat to aż nadto na przekonanie się, jak dokładnie wygląda życie w takim miejscu. Jako-tako zajmowano się jedynie najmłodszymi dzieciakami, paroletnie były pilnowane już raczej przez starszych wychowanków niż przez wychowawców, a reszta... Praktycznie zostawiona sama sobie. Stanowili jedynie problem, i to problem o tyle uciążliwy, że nie można było się go tak po prostu pozbyć.
    Uniosła nieznacznie brwi, obserwując rozgrywającą się przed nią scenę. Nie zamierzała iść za dzieciakiem, który zresztą chyba niczego przy sobie nie miał, a i jej nie chciało się za nim gonić po zdających się nie mieć końca uliczkach. To znaczy, to akurat mogłoby być całkiem zabawne, biorąc pod uwagę, że znała najdrobniejsze ich zakamarki jak mało kto inny, ale miała inne zamiary. Odczekała moment i po cichu prześliznęła się pomiędzy straganami w tym samym miejscu, co rudowłosa dziewczyna, która chwilę wcześniej rozmawiała z chłopakiem. Na widok torby spoczywającej na ziemi, podczas gdy dziewczyna była wyraźnie zajęta przeglądaniem zawartości portfela, w oczach Thornton zamigotały psotne iskierki, ale zamiast wykonać jakikolwiek ruch, zapytała pogodnie:
    - Nikt was nie nauczył, że nieładnie zwijać komuś zysk sprzed nosa?

    OdpowiedzUsuń
  15. [no jasne, że tak, się głupio pytasz :p i odpisz Sophie!]

    OdpowiedzUsuń
  16. - A-a-aa - mruknęła, przechylając nieznacznie głowę. - Przestrzegam ich do momentu, gdy ktoś inny ich nie złamie - stwierdziła spokojnie. - A wy wtrąciliście się w moje w momencie, gdy twój mały kolega zwinął ten portfel.
    Jedni mieli Ginger za tę miłą dziewczynę, która od czasu do czasu zatrudnia się do pomocy na targu. Inni za jedną z niewielu osób w domu komunalnym, które starały się zrobić coś nie tylko dla siebie. Jeszcze kolejni - za nieszkodliwą, naiwną wariatkę. Prawdopodobnie w każdej z tych opinii było nieco prawdy, ale nie dawały one pełnego obrazu osoby Thornton. Bo tak naprawdę należało zacząć od tego, że niemal wszystko było jej obojętne i gdyby nie całkiem spora grupa młodszych dzieciaków z domu komunalnego, z którymi czułą się związana, już dawno odpuściłaby sobie wszelki wysiłek. A tak... Tak czasem trzeba było się postarać.
    - A swoją drogą. Ten gość nie był stąd i w przeciwieństwie do miejscowych może jednak nie być przyzwyczajony do bycia okradanym i zgłosić to do Strażników Pokoju... - zasugerowała całkiem niewinnie, chociaż ciemne oczy zdradzały, że nie są to jedynie przypadkowo rzucone słowa. Hope nie zawsze była tak uroczą i kochaną osóbką, za jaką ją uważano.

    OdpowiedzUsuń
  17. Bójki. Od niepamiętnych czasów były standardem w dystrykcie numer dwa. Czy dzień czy noc, ktoś zawsze musiał okładać się pięściami, aby pokazać innym dowód swojej siły. Było to tutaj czymś nieodłącznym, zbyt wielka ilość samców alfa na tak małej powierzchni, walczących między sobą o najlepszą pozycję wśród mieszkańców. Cato pomimo, że należał do jednych z młodszych, od lat trenował z zamiarem udania się na igrzyska i wielokrotnie udowadniał innym swoją wartość.Dlatego właśnie nie musiał się bać napadnięcia po zmroku, a jego bójki zawsze były licznie obserwowane, on zaś z dumą dawał lekcję kolejnemu śmiałkowi, który odważył się go znieważyć. Chłopak właśnie wracał od jednej z tych dziewczyn, która dała się złapać w jego sidła, tylko po to, aby później, już nią znudzony, porzucił. Przechadzał się alejką myśląc o jutrzejszym treningu, gdy usłyszał hałasy, przypominające bójkę. Pospiesznym krokiem zmierzył w tymże kierunku, zadowolony, że może znów komuś "naprostować" charakter, pomimo, że nie było widzów o tej porze, za którymi tak bardzo przepadał. Bądź co bądź, blondyn należał do osób, które czasami lubiły się popisywać. Kiedy odgłosy walki były na tyle głośne, że wystarczyło zrobić krok do przodu i zobaczyć walczących głupców, chłopak ujrzał jakiś cień przy leżących na ziemi rzeczach i zamarł na dosłownie sekundę, po czym szybkim susem rzucił się w tym kierunku. Bowiem szybko uświadomił sobie kto to może być. Wbrew pozorom był sprytny i inteligentny, jednak jego zbyt wielkie ego i odrobina morderczego instynktu często utrudniała mu korzystanie z tych cech. Teraz jednak działały, bezbłędnie. Kiedy znalazł się tuż koło złodzieja, że mógł bez problemu poczuć jego oddech na plecach, z zaciśniętymi pięściami i pozycją gotową by rzucić się i unieruchomić intruza, powiedział chłodnym i zdecydowanym tonem. - Odłóż to. - miał gdzieś te "ofermy", bardziej liczyła się kwestia honoru i to, że ktoś okrada jego terytorium. A na to na pewno nie miał zamiaru pozwolić.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziewczyna skręcając w boczną alejkę i ze swoim urządzeniem w ręku spojrzała tylko przed siebie, już miała się udać się jak zawsze do przodu i w pewnym momencie zamarła. Zauważyła leżącego chłopca pod ścianą, zaraz potem przybiegła rudowłosa, która klęcząc przy swoim bodajże przyjacielu poprosiła ją rozpaczliwie o pomoc. A ona po prostu stała, tak jak gdyby czas się dla niej zatrzymał i obserwowała to co się działo przed nią. Po chwili nawoływań dziewczyny o pomoc otrzeźwiała, przełknęła ślinę, bowiem zaschło jej z wrażenia aż w gardle, schowała szybko urządzenie do kieszeni, zaś torbę przytaszczyła ze sobą, rzucając ją szybko, na kamiennej ulicy i klęknęła przy chłopcu, który miał przymknięte oczy, patrząc na niego i spytała rudowłosej. - Co mogło mu się stać? - spytała, przykładając swoją dłoń do czoła, które nie było ani wychłodzone, ani gorące, po prostu w było w jak najlepszym porządku. Dziewczyna zaczęła obserwować jego dłonie i nogi, w poszukiwaniu jakieś rany.

    OdpowiedzUsuń
  19. Piąty Dystrykt - miejsce pełne elektrowni, małych domków i ludzi, którzy wyglądali zupełnie inaczej, niż mieszkańcy sąsiednich dystryktów. W jednej z małych, biednych, ale za to malowniczych alejek znajdowała się wysoka brunetka z urodą wyróżniającą się z tłumu. "Nietutejsza" - kwitowali starsi ludzie, których mijała z nieprawdopodobną wręcz szybkością, jak na zwykły spacer. Istotnie - mieli racje, Clove Conner nie była osobą, która kiedykolwiek mieszkała w takim miejscu jak to i z pewnością nie zamierzała kiedykolwiek tego zrobić. Jako przyszli trybuci, dzieciaki z Dwójki często byli wysyłani do innych Dystryktów w celu zapoznania się z sytuacją. Clove nie mogła zrozumieć, w czym pomoże jej zapoznanie się z sytuacją tych biedaków, którzy na oczy nie widzieli broni jakiegokolwiek gatunku. Rozumiała - Jedynka, Czwórka, ale nie Piątka! Brutus najwyraźniej nie darzył jej sympatią, co dziewczyna zauważyła znacznie wcześniej, bez cienia zdziwienia.
    Spacerując między najciemniejszymi zakamarkami wyludnionego dzisiaj miasta, rozglądała się za jakimikolwiek oznakami ludzkiego życia, oprócz żywych, ale niewiele wartych dowodów ustanowionych przez przedstawicieli najstarszego pokolenia. Po paru godzinach wędrówka zaczęła ją nudzić, więc przycupnęła na schodach jednego z małych domów, ściągnęła swój czarny plecak i położyła przed sobą. Miała zamiar wyjąć wodę, ale nie zdążyła. Z furtki obok wybiegła ruda dziewczyna i porwała plecak, bardzo szybko uciekając. Z niewielkim opóźnieniem, Clove zorientowała się w sytuacji i zaczęła ją gonić. Byłą świetną sprinterką, ale nie tylko ona. Obie miały doskonałą kondycję, jednak rudowłosa zaczęła męczyć się wcześniej, niż doskonale przygotowana do biegów długodystansowych Clove. Po chwili obie leżały na ziemi, z tym, że plecak wrócił do swojej właścicielki, dzierżącej nóż w ręce.
    - Co ty sobie wyobrażasz?! - spytała ze wściekłością.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Pojęcia nie miałem, ale w sumie można łatwo to wytłumaczyć - z tego, co zauważyłem Finnick cieszy się dużą popularnością wśród czytelniczek, więc strach wziąć, że się spotka z nieprzychylnością fanek postaci. Ale ja mam nieco inne podejście do tego, ale czy postać będzie pechowa czy nie, to się jeszcze okaże. Może jakaś klątwa siedzi i jeszcze jutro zrezygnuję czy coś. ;p
    A udana zabawa będzie, tak myślę przynajmniej.]

    OdpowiedzUsuń
  21. -Co do... - wykrztusił blondyn, patrząc jak dziewczyna rzuciła się do ucieczki. Zdecydowanie go to zaskoczyło. Żeby ktoś go nie posłuchał i okazał tak kompletny brak szacunku? I jeszcze próbował uciekać, wiedząc o jego kondycji. Nie do pomyślenia. Na taką zniewagę, oczywiście tylko i wyłącznie w mniemaniu Cato, który był szalenie przewrażliwiony na punkcie szacunku co do swojej skromnej osoby, zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić. Prawdę mówiąc, jeżeli blondyn ją dorwie, nie będzie znał żadnej litości, a jego zemsta będzie słodka. Tak właśnie pocieszał się w myślach, kiedy zobaczył jak niebezpiecznie się oddala. Parę sekund zajęło ogarnięcie chłopakowi nowych warunków ich gry, po czym szybko rzucił się w pogoń za dziewczyną. Na szczęście byli na jego terenie. Znał tu każdy zakamarek i skrót, co mogło mu bardzo pomóc w złapaniu złodziejki. Kiedy ją gonił i widział przed sobą jak ucieka, miał ochotę dorwać ją już teraz i po prostu skręcić jej kark, zostawiając gdzieś porzuconą na drodze, bo w jego mniemaniu, tylko na to zasługiwała. Ale byłoby to nieodpowiednie, zwłaszcza, że jest dziewczyną, a on później mógłby mieć kłopoty, a tego zdecydowanie nie chciał. Irytacja i złość, która go przepełniała w tym momencie dodawała mu skrzydeł, w tej gonitwie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Chłopak jak dziki wyskoczył zza zakrętu by znaleźć się na długiej i prostej drodze. Wściekły zaczął biec przed siebie, ale szybko przystanął w miejscu. Jak widać chęć dorwania dziewczyny, przysłoniła mu na tyle wszystko inne, że początkowo nie zwrócił uwagi, że aleja była zbyt długa, że niemożliwe byłoby, gdyby złodziejki nie było widać, podczas ucieczki. W takim razie musiała się gdzieś ukryć. W miejscu, w którym stał teraz chłopak nie opodal stały pudła tuż przy koszu na śmieci, a w nich jakieś graty. Podbiegł szybko i spojrzał za pudła, aby sprawdzić, czy aby złodziejka się tam nie schowała. Była w końcu sprytna, przecież tym cechowali się tacy jak ona, którym wychodziło, to czym się zajmowali. A jej z pewnością wiele się w życiu udało skoków. Ale nie tym razem. Już on jej przerwie tą dobrą passę. W pewnym momencie jego wzrok przykuły grabie, stojące nieopodal śmietnika. Szybko je wyjął, po czym mocnym kopniakiem oderwał dolną część, aby zostawić sobie sam kij. W końcu mógł się przydać. Zaczął powoli, w pozycji gotowej do ataku, zmierzać tam, skąd przybiegł. Gdy był już coraz bliżej zakrętu, stwierdził, ze zdziwieniem, że koło niego nie ma żadnego przedmiotu, żadnej kryjówki, gdzie by mogła się schować dziewczyna. Czyżby jednak udało jej się go przechytrzyć? Ze złości aż warknął, rozglądając się dookoła, po czym jego uwagę zwrócił samochód stojący tuż przed nim. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Jednak jeszcze nie wszystko stracone. Miał nadzieję, że dziewczyna aż poci się ze strachu, na myśl, że krążył cały czas wokół jej kryjówki. Podszedł bliżej do samochodu, jak gdyby nigdy nic, niby się rozglądając. I stał tak przez chwilę blisko samochodu, ale z pewnym dystansem, gdyż był mu potrzebny do wykonaniu następnego ruchu. Tym ruchem był szybki wyskok, do przodu i opierając się o drzwi samochodu jedną ręką, przykucnął lekko, a w tej samej chwili, mocnym ruchem drugiej dłoni wcisnął swój kij, jak najdalej, pod samochód, nie patrząc też w jakie miejsce trafia przypuszczalnie leżącej tam dziewczyny. Kiedy poczuł opór, na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  23. Clove już chciała złapać się za tylną kieszeń, w której trzymała nóż, ale zauważyła, że rudowłosa nie uciekała i nie okazywała jakichkolwiek oznak strachu. Po prostu zadała normalne pytanie, które równie dobrze mogłaby zadać w każdych innych okolicznościach. Na początku dziewczyna chciała odparować coś w stylu "co cię to obchodzi", ale po chwili zmieniła zdanie.
    - Dwójka - powiedziała krótko i otworzyła plecak w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni.
    Po kilkudziesięciu sekundach chaotycznego szukania czegokolwiek w przepastnym plecaku ostatecznie się poddała. Mogła przecież załatwić ją gołymi rękami.
    - Ty pewnie tutejsza - dodała po chwili oziębłym tonem. - Wszyscy kradniecie?
    Miała dość takich ludzi. Każdy radził sobie w inny sposób, ale nie sądziła, że kiedykolwiek mogłaby zniżyć się do kradzieży. Było to dla niej czymś w rodzaju plamy na honorze, od złodziei bardziej nie lubiła tylko żebraków i pijaków. W zasadzie na świecie nie było wielu osób, które Clove darzyłaby czymś w rodzaju sympatii ani jakimkolwiek pozytywnym uczuciem. W jej przypadku wszystko wyglądało zupełnie inaczej, nikomu nie ufała i nie liczyła na zaufanie innych. Nie obchodziło ją to, chciała być niezależna, nawet, jeśli musiałaby opłacić to ceną samotności.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nieźle. Nawet na jego mocne pchnięcie dziewczyna nie jęknęła, co było jednak bezcelowe, bo i tak po oporze jej ciała, wyczuł, że jednak się tam znajduje. Ale może chciała udowodnić mu jak silna i odporna jest? Cóż, Cato nie jednego twardziela potrafił złamać, dlatego był pewny, że poradzi sobie i tym razem. Odsunął się lekko od samochodu, w końcu dziewczyna miała torbę i nie wiadomo, co też tam chowała, i spojrzał z szyderczym uśmiechem pod samochód. - Po pierwsze mała jesteś na moim terenie i czy lubię tych chłopaków czy nie, budzę tu respekt. Dlatego nie mogę sobie pozwolić, by takie złodziejaszki jak ty, kradły to co należy do naszego dystryktu. - dodał, obserwując każdy jej ruch. Była sprytna, a to wiązała za sobą różnego rodzaju konsekwencje. Mógł przegrać tę grę, jeśli będzie niewystarczająco czujny. Już raz mu to pokazała.
    - Dlatego radziłbym Ci zostawić te torby i po prostu odejść stąd z niczym, póki jeszcze masz na to szanse. - stwierdził zdecydowanym głosem, patrząc na nią zimnym i morderczym spojrzeniem. Wkurzyła go, ale to że zaczęła z nim rozmawiać, oznaczało lekką uległość z jej strony, dlatego postanowił być wspaniałomyślny i dać jej uciec - jednak z niczym. Miała wybór.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kradzieże nie były dla Ginger "fachem". Decydowania się na nie naprawdę rzadko, na ogół próbując raczej uczciwie zarobić. Zatrudniała się do pomocy na okolicznych straganach i starała się wypełniać swoje obowiązki, jak mogła. Nie można zaprzeczyć, że miało to swoje dobre strony, jak chociażby nieskazitelna opinia u miejscowych handlarzy. Stąd też szczególnie zirytowała ją sytuacja, która chwilę wcześniej miała miejsce.
    Niełatwo byłoby w tej chwili tak po prostu zniknąć Thornton z oczu. Biegała całkiem przyzwoicie, będąc prawdopodobnie jedną z najszybszych pośród swoich rówieśniczek i, co w tym przypadku może nawet bardziej znaczące, doskonale znała miasto, z najdrobniejszymi uliczkami włącznie.
    - Bardzo zabawne. Może ci się strony pomieszały, ale. To szczegół - powiedziała z tym spokojem, który niejedną osobę wyprowadzał z równowagi. Bo samą Ginger dość trudno było zdenerwować, a przynajmniej zdenerwować wystarczająco, by to po sobie pokazała. Wariatka, ot co. Dzieciak i wariatka. Co łączyło te dwa określenia? I po dzieciaku, i po wariacie można się było spodziewać wszystkiego. Jakiś wniosek...?
    - Uważaj, co mówisz, bo życzenia czasem się spełniają - oznajmiła z uśmiechem, przyglądając się dziewczynie z uwagą swoim niemal czarnymi oczyma. Nie była szczególne wysoka, ale i tak wyższa od niej samej, i to dość sporo.

    OdpowiedzUsuń
  26. Obserwował każdy jej ruch, słuchając jej przy tym, a kiedy lekko się poruszyła, natychmiast przybliżył do niej kij i odparł groźnie. - Masz się nie ruszać. - było to dużo bezpieczniejsze dla niego, żeby nie stracić panowania nad sytuacją. W końcu nie wiadomo, do czego zdolna była ta dziewczyna. I nie podobało mu się, w jaki sposób starała się okazać mu, że się go nie boi, jak i kompletny brak szacunku. Tego nie cierpiał. Po chwili spojrzał na nią, kiedy mówiła mu o swojej torbie. Uśmiechnął się ironicznie i stwierdził. - Jesteś żałosna. Myślisz, że niby w to uwierzę? Tacy jak Ty nic nie pozyskują w normalny uczciwy sposób. Dlatego jeśli po dobroci nie chcesz tego oddać, to Cię do tego zmuszę. - po czym pchnął mocno swoim kijem dokładnie w jej brzuch, odrzucił go na bok i szybkim ruchem, zanurkował w kierunku samochodu i swoimi dłońmi, mocno zacisnął na jej dłoni, jak i nodze, po czym mocnym ruchem pociągnął do siebie, by wydobyć złodziejkę spod samochodu. Był wyjątkowo silny, co mogła poczuć, kiedy starał się ją wyciągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  27. Spojrzał na nią kpiąco. - A o co może chodzić? Tylko nie mów mi, że bawisz się w Robin Hood'a bo to byłoby zupełne łgarstwo. Widziałem takich. Są zupełnie inni od Ciebie. Mogę się założyć, że jesteś na tyle samolubna, że zostawiasz wszystko dla siebie bądź też swojej zdradzieckiej paczki. Pomoc raczej Ci nie w głowie. - stwierdził chłopak, bowiem zaobserwował miejscami satysfakcję w jej oczach i tak właśnie ją ocenił. A przecież on również nie należał do pomocnych, ba nawet gardził biedakami, ale chciał by to co powiedział w pewien sposób ją zabolało, bądź też ją rozzłościło .Co do jej groźby, blondyn zbytnio się tym nie przejął. W końcu była drobną dziewczyną, a on wielkim, silnym osiłkiem. Po drugie, złodziejka zostawiła swoje rzeczy pod samochodem, a więc była całkowicie bezbronna. Tak przynajmniej się mu wydawało. Zamiast tego po prostu złapał ją i zarzucił sobie na ramię, niczym mężczyzna w epoce kamienia łupanego robił ze swoją "wybranką". Z tym, że owa dziewczyna do takich z pewnością nie należała. - Trochę teraz się przejdziemy. Ale nie martw się. Może uda Ci się dobiec do samochodu przede mną. - stwierdził śmiejąc się kpiąco, po czym skierował się w głąb alejki.

    OdpowiedzUsuń
  28. No tego blondyn już zupełnie się nie spodziewał. Szedł spokojnym krokiem, z dziewczyną na barku, pewny, że zaraz ją gdzieś zostawi przywiązaną, a on zaś wtedy zabrał by jej "łupy". Nic tych rzeczy. Jak widać złodziejka okazała się sprytniejsza niż przypuszczał, bo gdzieś ukryła nóż i wbiła mu go pod lewą łopatką. Jak mógł być tak nie uważny? Chłopak syknął z bólu i zachwiał się lekko. Na szczęście jego postura, jak i również małe doświadczenie dziewczyny sprzyjało mu. Bowiem miał dosyć umięśnione plecy, przez co wymagałoby od złodziejki dużej siły by wbić go dalej, mierząc w serce, zaś płuca również nie przebiła, gdyż nóż zaklinował się pomiędzy jego żebrami. Co z tego, że znała miejsce, żeby trafić skoro nie umiała z tego skorzystać. Jednak udało jej się sprawić mu nie lada ból. W końcu mięśnie były wyjątkowo unerwione, jednak Cato był doskonale oswojony z bólem, na który był wytrzymały, ćwicząc przecież od najmłodszych lat. Też kiedy był mniejszy wielokrotnie poświęcał się swoim treningom, na tyle, że ciągle coś sobie robił, a to łamał nogę, a to skręcał nadgarstek, ale to zdecydowanie uczyniło go silniejszym. Kiedy tak blondyn zachwiał się z ból i lekko zgiął nogi, dziewczyna wykorzystała ten fakt, by wyciągnąć nóż, zeskoczyć i rzucić się do ucieczki. Sprytnie. Nie pozbawiała się jedynej broni, jaką posiadała. Jednak to nie przeszkodziło chłopakowi by w ostatniej chwili, rzucić się za nią, a że skok miał dosyć daleki, złapał swoją prawą dłonią, jej dłoń, w której miała nóż. A raczej zacisnął, niczym rekin szczęki na swej ofierze. Wściekły oddychał głęboko, by nie myśleć o bólu jaki mu sprawiła, i zaciskał jej nadgarstek na tyle mocno by w końcu dziewczyna z bólu puściła nóż. Wyszarpać też się nie mogła, gdyż chłopak należał do jednej z tych osób w dystrykcie, które śmiało mogły być nazywane "Żelazny uścisk", jeżeli byłyby jakiekolwiek przydomki tu nadawane.

    OdpowiedzUsuń
  29. I to był przeogromny błąd ze strony dziewczyny. Gdyby wciąż wierzgała nogami, bądź też starała się wyrwać, chłopak nie miałby takiego pola do popisu, jakie dała mu teraz dziewczyna. To znaczy pewnie i tak udałoby mu się wykonać to co zamierzał, ale tak było dużo łatwiej - no i w szczególności pewność, że nie zawiedzie. Dziewczyna próbowała wyrwać swą rękę, tak jakby się poddała, ale chłopak do końca w to nie wierzył. Przechytrzyła go już dwa razy, więc czemu nie kolejny? Dlatego by skutecznie ją unieszkodliwić, nagłym ruchem drugiej ręki, zadał jej mocny cios tuż pod żebrami, dokładnie pod mostkiem, po czym wykonał to po raz drugi dla pewności, że zrobił to w dobrym momencie. Był to tak zwany "splot słoneczny" gdzie przy uderzeniu ofiara nie potrafiła złapać oddechu, gdyż prowadziło to do porażenia przepony, cechującym się specyficznym, dojmującym bólem. Drugie uderzenie miało zapewnić, że dziewczyna utraci przytomność. Zwłaszcza, że było wykonane tuż po pierwszym, by mieć pewność, że wykonał to w czasie wdechu. Po prostu złodziejka zbyt pięknie mu się odsłoniła, opierając drugą ręką o podłoże, odsłoniła całkowicie to miejsce. Chłopak puścił ją na bruk, wyrwał nóż z ręki i pobiegł w kierunku samochodu. Nie wiedział ile ma czasu dlatego też wolał się pospieszyć.

    OdpowiedzUsuń
  30. Szybkim ruchem, na kolanach wyciągnął torby spod samochodu i przejrzał jej zawartość. W jednej torbie były jakieś rogale, jabłka i orzechy, zaś w drugiej talia kart i kości. Widać pewnie nie tylko kradła, ale i również kantowała w ulicznych grach, jakie miały miejsce w tych zapyziałych dziurach skąd pewnie pochodziła. Zainteresowało go jednak zdjęcie jakiegoś chłopaka w torbie. To było dziwne, zwłaszcza, że blondyn skądś kojarzył tę twarz. Nie miał pojęcia tylko skąd. Po chwili usłyszał dosyć głośny oddech, a kiedy się odwrócił zobaczył stojącą dziewczynę z drągiem w ręku, choć widać było, że za wiele siły nie miała. Podniósł się, zostawiając torby na bruku i kiedy przemówiła suchym głosem, wyjął z kieszeni fotografię, którą tam schował i odparł. - Czyżby to własnie było dla Ciebie takie ważne? - spytał, spoglądając na zdjęcie i złodziejkę. I wtedy go olśniło, kiedy zobaczył podobieństwo między tą dwójką. Już wiedział, gdzie widział chłopaka. - To głupie, że ryzykowałaś tyle, dla głupiego zdjęcia. Zwłaszcza, że gdybyś zostawiła to co ukradłaś, byłbym wstanie negocjować i Ci je zostawić. - dodał, ziewając lekko, po czym mocnym kopniakiem wytrącił jej drąg z rąk. Była zbyt osłabiona, by się tego spodziewać, bądź też utrzymać kij. Chłopak wciąż był silny, pomimo, uporczywej rany jaką odniósł. - Cóż, powiem Ci, że nie obchodzi mnie już nic co ukradłaś. Zatrzymam sobie to. - stwierdził i znienacka popchnął dziewczynę, tak aby się przewróciła, a sam zaś szybkim krokiem udał się z ciemną alejkę. Kiedy już był prawie za zakrętem rzucił tylko przez ramię. - Mam nadzieję, że będziesz zdychać podobnie jak on. - po czym zniknął w mroku alejki.

    OdpowiedzUsuń
  31. Czemu ktoś taki jak Cato Hadley znalazł się w dystrykcie piątym? Sam nie do końca był w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Przecież nie musiał się słuchać Marcusa i rodziców, aby wybadać konkurencję w innych dystryktach. Był pewny swojej siły jak i wygranej. A zapuszczanie się jego do niższych dystryktów, napełniało go lekkim obrzydzeniem i frustracją. Dookoła śmieci i brudne uliczki także nie robiły na nim dobrego wrażenia. Jednak ciekawość wzięła górę, a chłopak z pewnością, ciekawy był, z kim będzie miał do czynienia na igrzyskach. Przemierzał uliczki, nie zważywszy na żebraków, czy też jakiś młodych chłopaków skorych do bójki. Był na tyle silny, że bez problemu by sobie z nimi poradził, dlatego nie bał się ani trochę. Szczerze powiedziawszy, nie było jeszcze sytuacji, w której Cato by się bał. A udawał się teraz bezczelnie, aby podpatrzeć innych zawodników, którzy trenowali w ośrodku piątki. Dziwiło go, że w takim dystrykcie również trenują, licząc na wygraną. Wiedział, że wymagane jest dużo pracy i samodyscypliny. A tej z pewnością tu brakowało. Jeszcze parę przecznic, zostało, aby ten dostał się do celu. Pomimo, że zwracał uwagę co po, nie których, zupełnie się tym nie przejmował idąc uparcie na przód.

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie zawiodła się. Ringo patrzył na łupy szeroko otwartymi oczyma. Przez chwilę na jego twarzy pojawił się nawet cień zadowolenia, ale potem znów jego mina stała się przesadnie znudzona. Czuł na sobie wyczekujące spojrzenie Finch, więc odezwał się zdziwionym głosem:
    - I to wszystko z Jedenastki?
    Finch pokiwała radośnie głową.
    - Nawet nie wiesz, jacy ludzie są tam nieuważni. W ogóle nie zwracają uwagi, na zabezpieczenie swoich toreb. A przynajmniej ci, których rzeczy tu widzisz... - zaśmiała się i odgarnęła rude włosy za ucho.
    Ringo chwycił woreczek i prawie z nabożeństwem wyciągnął z niego garść orzechów. Powąchał je i przymrużył oczy. Tak pachniała jego matka. Może i niektóre autorytety z Kapitolu mogą twierdzić, że był zbyt mały by to zapamiętać, ale ta woń powracała do niego od kiedy pamiętał. Oddał woreczek Finch i rozłupał przysmak.
    - Ej! – powiedziała Finch, ale nadal się uśmiechała. – To moje!
    - Owszem, ale wszesznej nie naleszało do szebe – odparł, z pełnymi ustami, delektując się smakiem orzecha.
    - Taki już fach złodzieja – wzruszyła ramionami.
    Usiadła obok niego. Rozumieli się bez słów. Od trzech lat razem łupili. Pomagali sobie, gdy ktoś z nich wpadał w tarapaty. Zazwyczaj to Finch broniła Juniora. Ale bycie małym smarkaczem bardzo pomagało w życiu na ulicy. Przede wszystkim wyglądał jak większość trzynastoletnich chłopców z ich Dyskrytu, więc Strażnicy Pokoju mieli problem, by go potem odnaleźć. Sięgnął po kolejnego orzecha, ale Finch uprzedziła go, chwytając woreczek i chowając do torby.
    [Przepraszam, że tak późno i że tak krótko, ale jestem trochę niedospana. Masz największe prawo mnie ukatrupić. I mam pomysł, aby ochrzcić Liszkę Liszką, ale to zależy tylko od Ciebie, czy mam go przedstawić.]

    OdpowiedzUsuń
  33. [A więc mogę odetchnąć z ulgą, dziękuję za pochlebną opinię! I wręcz zakochałam się w karcie Finch, co w sumie w dużej mierze zadecydowało o tym, że zechciałam zaopiekować się Joshem. Hm, to co, teraz myślimy nad wątkiem? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  34. [Hm, co do okoliczności - może by tak Finch chciała znów wybrać się na wycieczkę w rejony pierwszego/drugiego dystryktu, a nieprzychylnie patrzący na to Josh poszedłby razem z nią marudząc, że to nie jest najlepszy pomysł? No, i tym razem mógłby mieć rację bo jak już będą na miejscu coś się wydarzy (na przykład natkną się na bandę miejscowych oszustów, których Liszka/Josh kiedyś okantowali bądź coś w tym rodzaju).
    P.S. Kocham Brainstorm <3]

    OdpowiedzUsuń
  35. Josh, przez cały czas siedzący w cieniu kamiennego daszku, który był niegdyś bardzo ładną ozdobą tego miejsca, wpatrywał się w Finch nie mówiąc niczego. Dziewczyna doskonale wiedziała jaki był jego stosunek do tych fascynujących wypraw. Pierwszy oraz Drugi Dystrykt nie były miejscem, gdzie chadzało się na wycieczki, łatwo było się tam dostać, ale zdecydowanie trudniej było już wrócić. Wiedzieli o tym wszyscy, dlatego prawie nikt nie decydował się na taki krok o ile nie był samobójcą. Niestety, Finch była na tyle zdeterminowana, że nawet półgodzinny wykład, który jej zaserwował nie zadziałał. A podobno pertraktacją można osiągnąć wszystko.
    Przeczesał palcami włosy i westchnął ciężko. Następnie podniósł się z pozycji siedzącej i otrzepał spodnie z kurzu, którego kilkucentymetrową warstwą pokryte były schody. Mógłby tutaj posprzątać, ale wbrew pozorom umiał lepiej spożytkować swój cenny czas.
    - Wiesz też, jakie mogą być tego konsekwencje. A mimo to, nadal chcesz tam iść. Upartość godna podziwu – powiedział i pokręcił głową. - Dlatego pójdę z tobą, w sumie i tak nie miałem lepszych planów na to popołudnie. - dodał i uśmiechnął się przy tym kącikiem ust. Właściwie to miał, ale po krótkiej dedukcji zrozumiał, że nie powinien puszczać jej tam samej. Szczególnie, że wspominała mu niedawno o swoich nieciekawych kontaktach z miejscowym chłopakiem. Nie miał ochoty później czekać na jej powrót uświadamiając sobie, że ta chwila nie nadejdzie. Josh w swoim życiu nie miał zbyt wiele, ale jak już coś miał to się do tego przywiązywał. I oczywiście, zdawał sobie sprawę, że ta panienka potrafi o siebie zadbać, a jednak być może akurat przyda się jej jego pomoc.
    - I nie protestuj, dobrze wiesz, że i tak za tobą pójdę – dodał wiedząc, że Finch najprawdopodobniej zechciałaby oponować. Joshowi zupełnie tak jak i jej ciężko wybić coś z głowy, gdy już o danej rzeczy zadecyduje. Irytująca cecha, nieprawdaż?

    [A to dziwne, bo zespół jest genialny! :)]

    OdpowiedzUsuń
  36. Widać było, że dziewczyna nad czymś się przez moment zastanawia, co chyba odrobinę rozbawiło Hope. Dobrze wiedziała, że jej czasami nie do końca przewidywalne i sensowne zachowanie potrafi być nieco dezorientujące i nieraz celowo robiła i mówiła rzeczy, które mogły sprawiać wrażenie zupełnie nielogicznych. Albo i nawet były logiczne, ale nie pasowały komuś do jej osoby czy do mającej miejsce sytuacji.
    - Ginger - wtrąciła spokojnie na zwracanie się do niej "ty, jak ci tam". Skoro i tak niemal wszyscy tak właśnie się do niej zwracali, to nie widziała powodu, by używać swojego właściwego imienia, które było właściwie jedynym, co pozostało jej po dawno nieżyjącej matce. Imię i stara, zniszczona fotografia przedstawiająca dwie dziewczyny o włosach równie rudych jak jej własne, niewprawną ręką podpisana na odwrocie: "Shellie i Ophelia".
    - Umoralniające? Skądże znowu - skwitowała, odgarniając z czoła wysunięte z niezbyt porządnego warkocza pasemko włosów, które co chwila wpadało jej do oczu. - A co mi do tego, to długo by wymieniać - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. Można by tu podać sporo mniej lub bardziej sensownych argumentów, tym bardziej że, co jak co, ale gadanie o wszystkim i o niczym było jedną z tych niewielu rzeczy, w których Hope była dobra.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Długo by wymieniać, ale... Wątpię, żeby cię to naprawdę interesowało, hm? - powiedziała, naśladując nie tylko ton dziewczyny, ale też używając niemalże identycznej jak ona konstrukcji wypowiedzi. Znów zagrywka typowo dziecinna, jednakże takich można by Thornton przypisać znacznie więcej. Dziecinne zachowanie miało swoje plusy: ludzie nie traktowali jej całkiem poważnie, co wbrew pozorom nie było wcale niekorzystne, no i zazwyczaj nietrudno ich było w ten sposób wyprowadzić z równowagi.
    Stwierdzenie, że dużo mówi i do tego tylko się ogranicza, było bardziej niż trafną oceną Hope. Była tą osóbką, która nikomu nie potrafiłaby zrobić poważnej krzywdy; nieraz samo podniesienie na kogoś głosu wywoływało u niej niemałe poczucie winy, a kiedy już decydowała się coś komuś zwinąć, tak jak dzisiaj, to z trudem zmuszała się, by schować sumienie do kieszeni i sama przed sobą usprawiedliwiała się wyższą koniecznością i temu podobnymi bzdurami. Nie musiała jednak przecież przyznawać nieznajomej racji, a co mogło jej w tym w jakimś stopniu pomóc, to fakt, że dla wychowanków domu komunalnego umiejętność udawania była czymś niemalże naturalnym. Również Ginger radziła sobie z tym nie najgorzej, choć wciąż istniał łatwy sposób na rozszyfrowanie jej emocji: mówiące praktycznie wszystko oczy. Bezbłędnie zdradzały, co czuje i dlatego często unikała kontaktu wzrokowego.
    - Jesteś za bardzo pewna siebie - skomentowała tylko, wodząc spojrzeniem gdzieś ponad ramieniem dziewczyny. - I jasne, nie mam nic przeciwko, ale wiesz... Jak zamierzasz znaleźć teraz swojego małego kumpla, to będziesz potrzebować dużo szczęścia - odpowiedziała z ledwie słyszalną w głosie kpiną, akcentując i przeciągając lekko wyraz "dużo".

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ja wpadam po wątek, muszę rozruszać Danielle. Tylko ostatnio pomysłów nie mam, ale jak coś podrzucisz, to oczywiście zacznę]

    OdpowiedzUsuń
  39. - Głupota też. Ale myślałem, że o tym akurat już nie muszę wspominać – przyznał. - Nie wiem kiedy ty się w końcu nauczysz, że niektóre rzeczy są po prostu zbyt niebezpieczne by się na nie porywać. Zapewne nigdy, ale wtedy będę mieć w końcu okazję by zapytać „a nie mówiłem?”. - dokończył i rozłożył bezradnie ręce, które następnie wetknął w kieszenie spodni.
    Nawet dla nich, dla osób, które w życiu przeżyły naprawdę wiele taka wycieczka mogła skończyć się naprawdę źle. Dlaczego więc Finch tak bardzo pragnęła tam pójść? Nie rozumiał tej dzikiej determinacji, ale to zapewne z tej przyczyny, iż nie znał jej powodów. Emerson mimo wszystko nie wydawała się skora do zdradzenia mu czegokolwiek, przynajmniej na razie, albowiem wkrótce i tak zacznie wypytywać.
    - Stawiam moją nieprzydatną wędkę z czwórki na to, że to ty wrócisz z guzem. Przyjmujesz zakład? - zapytał z szerokim uśmiechem i szturchnął ją lekko łokciem. Prawda była taka, że wierzył, iż oboje nie wrócą do domu cali i zdrowi, ale chętnie pozbyłby się tej wędki, jedynie zagraca mu miejsce.
    - Poprawka, to nie pierwsza śliska sprawa, w którą zamierzasz mnie wmieszać. Ciekawe czy będzie tak samo jak ostatnio, pamiętasz? Nadal mam ranę wielkości Panem nad kolanem – powiedział rozbawiony i pokręcił przy tym głową. Tak, było niebezpiecznie, nieraz stąpali prawie na samej krawędzi, ale czy to było teraz istotne? Najważniejsza w tym wszystkim była dobra zabawa, która towarzyszyła im chętnie nieprzerwanie od długiego czasu. Najczęściej nie od początku było im wesoło ale z czasem wszystko dało obrócić się w historię pełną śmiechu.
    - To teraz powiesz mi dlaczego tak cię tam ciągnie do dwójki, czy dalej potrzymasz w niepewności?

    OdpowiedzUsuń
  40. Pewnie dla niektórych Ringo był pasożytem, którego należy tępić. Bo faktycznie, w stosunku do wieeeelu, wieeeelu osób zachowywał się jak wyżej wspomniany pasożyt. Ale Finch była inna. Jej można zaufać. Ją można próbować rozzłościć nie wiadomo jak długo. Bezskutecznie. Co najwyżej się uśmiechnie.
    Z zadumy wyrwał Juniora głos Finch. Niesamowicie poważny głos.
    - Musimy oszczędzać to, co mamy. Nie wiadomo, czy moja jutrzejsza wyprawa do Dwójki zaowocuje jakimikolwiek łupami, a na pewno nie chcesz iść jutro spać o pustym brzuchu, prawda?
    Nie lubił, gdy tak do niego mówiła. Czuł się wtedy bardzo źle. Wolałby, gdyby na niego krzyczała, niż ten ton. Starał się nie pokazywać, jak bardzo go to boli. Wtem Finch zaczęła grzebać w torbie, w której zazwyczaj ukrywała przed spojrzeniem wścibskich oczu swoje zdobycze wojenne. Po chwili wyjęła z niej wielkiego rogala, na którego widok ślinka napływała do ust, a zapach wprost powalał. Finch podzieliła go na dwie równe części i jedną z nich podała mu.
    - To zrobi ci lepiej, niż orzechy - powiedziała to z uśmiechem i mrugnęła porozumiewawczo.
    Zabrał się więc do powolnego konsumowania. Rogal okazał się wyśmienity w smaku. Skończył z wyrazem błogości na twarzy. Nagle coś go uderzyło. Musiał się o to spytać swojej przybranej siostry.
    - Finch... - zaczął, a gdy dziewczyna spojrzała na niego, dokończył - dlaczego ty mnie nigdy nie zabierasz ze sobą do innych Dystryktów, co?

    OdpowiedzUsuń
  41. Lubił się droczyć. Z każdym napotkanym człowiekiem, a z Finch tym bardziej. Ale teraz mówił jak najbardziej serio.
    Odpowiedź dziewczyny trochę go zezłościła. No może i miała rację, że go kiedyś nie zabierała. Kiedy nie kradł, zachowywał się naprawdę głośno i łatwo było go namierzyć, co na szczęście nigdy się nie wydarzyło. Teraz potrafił się zachowywać cicho. Był dobrym kompanem, przynajmniej tak sądził. Ale Finch widocznie tak nie uważała.
    - Myślisz, że jestem takim kretynem, żeby dać się złapać?
    Wzbierała w nim furia, ale za wszelką cenę starał się jej nie okazywać. Finch nie odpowiadała przez chwilę. Chwila to dużo, by móc się zastanowić. Pewnie podała mu prawdziwy argument, wiedział, że się o niego martwiła. Lecz on chciał podróżować. Zobaczyć jak codzienne życie w innych miejscach Panem. Chciał przerwać monotonię swojego życia. Nie pokazać, ze wszelką cenę nie pokazać, jak bardzo mu zależy, tylko taka myśl kołotała się w jego głowie.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Ja bardzo jestem chętna na wątek z Finch, aczkolwiek nie wiem gdzie mogliby się spotkać.. ;/ ]

    OdpowiedzUsuń
  43. [Nie no ;D jak dla mnie to jak najbardziej można pójść w tym kierunku ;D Alex lubi się szwendać po ulicy więc mógłby napatoczyć się na Liszke, jak ona akurat próbuje kogoś ograć, albo chce zagrać w nim w karty czy w kości ;D Rozumiem, że w tym wypadku mam zacząć..? ;P]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Okay, w takim razie zaczynam ;D Jak coś nie będzie Ci pasowało to pisz ;P ]

    Kolejne letnie popołudnie, podczas którego Alex przemierza świat. W sumie świat to za dużo powiedziane. Dystrykt to odpowiednie słowo. Wychodząc z wioski zwycięzców, która znajduje się na wzgórzu schodzi w dół ku dolinie i ku znajdującej się tam wiosce, lub jakby to powiedzieli inni małym miasteczku, czymś w rodzaju główniejszego osiedla w całym dużym dystrykcie. Im schodzi się niżej domy stają się biedniejsze, chociaż w porównaniu z tym w czym zdarza się mieszkać mieszkańcom jedenastego czy dwunastego dystryktu, które zdarzyło się widzieć już chłopakowi, to te tu wydają się prawdziwymi willami. Przemierza wolnym krokiem coraz to węższe uliczki, mija na nich ludzi, którzy skończyli prace i zmierzają do domu, po prawie dwunastogodzinnej katordze w jednej z fabryk. To akurat nic specjalnego, zwykli ludzie prawie we wszystkich dystryktach muszą tak samo ciężko pracować aby Kapitolczycy mieli wszystkiego po dostatkiem i aby mogli na ucztach spokojnie wymiotować jedzenie tylko po to aby móc spróbować innych potraw oraz w ich mniemaniu dobrze się bawić. Też mi zabawa.
    Rozmyślając tak o wszystkim i o niczym natrafił na uliczkę, w której można było powiedzieć, że zgromadził się mały tłum. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał w tamtym kierunku, po czym słysząc podniesione głosy skierował wolnym krokiem w stronę zebranych. Z początku nie bardzo wiedział o co chodzi, ale kiedy podszedł bliżej wszystko się wyjaśniło. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na karty, leżące na starej beczce pieniądze i rudowłosą dziewczynę, która z pewnego rodzaju zawziętością tasowała talię. Stanął więc z boku i oparł się barkiem o przeciwległą ścianę spoglądając na zgromadzonych. Byli tak wciągnięci w to co robiła dziewczyna, że nawet nie zauważyli, że ktoś się zbliżył i teraz ich obserwuje. Z resztą to chyba i tak było bez większego znaczenia, nie był w końcu strażnikiem, ani nikim kogo zbytnio obchodziły by takie rzeczy jak na przykład donoszenie. Sam czasem lubił sobie w taki sposób umilić czas.

    OdpowiedzUsuń
  45. Bez słowa patrzył na rany Finch. Prezentowało się to okropnie. Wyciągnął rękę, chcąc ich dotknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Choć Finch kiwnęła jednak przyzwalająco głową, Juniorowi nie starczyło odwagi, by to zrobić.
    Zawsze uważał, że Finch jest urodzoną złodziejką. W końcu kto, jak nie ona i Josh wyciągali go z kłopotów? Kto, jak nie Finch dzielił się z nim ostatnimi zapasami, kiedy przymierali głodem? A wreszcie kto, jak nie panna Emerson zaopiekował się nim, nie pozostawiła samemu sobie na ulicach Piątki?
    Nie wiedział, co ma teraz zrobić. Rzadko mu się to zdarzało. Nagle naszła go złość, miał ochotę zadać ból temu, kto skrzywdził jedyną osobę, której na nim zależało. No, może jedną z dwóch.
    - Kto ci to zrobił, co? - zapytał ze ściśniętym gardłem.
    Dziewczyna tylko się uśmiechnęła. Widać, nie miała zamiaru odpowiadać.
    - Finch, powiesz mi, jakim cudem wyglądasz jak po zaciekłej bójce ze Strażnikiem Pokoju?
    [Nie dość, że musiałaś czekać, to jeszcze piszę tak beznadziejnie...]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. {O, dopiero teraz zauważyłam, że tam ma być "Choć Finch kiwnęła przyzwalająco głową,..."]

      Usuń
  46. Ringo wiedział, że mu nie opowie. A przynajmniej nie wszystko. Najdrastyczniejsze rzeczy zachowa dla siebie. Na taki obrót sprawy był przygotowany. Mimo wszystko spodziewał się długiej i wyczerpującej opowieści zakończonej, no cóż, szczęśliwie. To, czego dowiedział się od Finch, w ogóle mu nie wystarczało.
    - Jak to, nic się nie stało? Nie widzisz, jak wyglądasz?
    Pokręcił głową z dezaprobatą. Doskonale wiedział, że przyjaciółka nie da się namówić na wizytę u lekarza. Zresztą... Nie mieli za co. Jednak spróbował.
    - Może... poszłabyś do kogoś, kto się zna ja takich obrażeniach, co? Lepiej wiedzieć, co ci dolega, prawda?
    Chciał się krzepiąco uśmiechnąć, ale wyszedł mu jakiś dziwny grymas.
    [Teraz może i nie musiałaś czekać, ale i tak badziewie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  47. Słysząc pytanie dziewczyny uśmiechnął się pod nosem. Chętnych chyba już nie było, gdyż większość jedynie zaczęła kręcić głowami i powoli oddalać się od z zaułku w jakim się znajdowali. Dystrykt drugi tył tym miejscem gdzie straż po jakimś czasie odwiedzała wszystkie dziury, zawsze znalazł się jakiś śmiałek, który zajrzałby nawet w najbardziej cuchnąca uliczkę, tylko po to aby przyłapać kogoś na czymś nielegalnym. A tego typu hazard na pewno nie należał do pochwalanych rzeczy, na grę mogli jedynie pozwolić sobie tylko Ci zamożniejsi, którzy chodzili go kasyn z których oczywiście Kapitol czerpał korzyści, wszystko inne uważane było za nielegalne i karalne. Tak więc prawdopodobnie niedługo i tu zjawi się posłaniec w białym mundurze z bronią w ręku. Na szczęście nie wszyscy strażnicy byli nieprzekupni i bywały miejsca za które płacono im alby tam nie zaglądali, niestety to nie była ta uliczka. W tym miejscu mieszkali ludzie, ciężko pracujący w fabrykach i próbujący związać koniec z końcem, a więc nie było ich co winić, że w większości nie mieli pieniędzy na jedzenia, nie mówiąc o grze w karty, która raczej była uznawana za przyjemności.
    Kiedy zgromadzeni trochę się rozeszli, a dziewczyna zaczęła zbierać karty i pakować do kieszeni, Alex odepchnął się barkiem od muru i podszedł powoli do niej. Usiadł na jakiejś starej beczce która jego poprzednikowi robiła za stołek. Sięgnął pod kieszeni po pieniądze. Wciągnął z niej kilka pogniecionych banknotów, żadne duże nominały. Raczej nie zwykł nosić ze sobą dużej ilości pieniędzy, wolał wtapiać się w tłum, a tłum nie nosi ze sobą prawie żadnych pieniędzy. Dlatego jeśli nie wybierał się w dłuższą drogę miał przy sobie tylko tyle aby w razie czego starczyło mu na przeżycie kolejnego dnia.
    Przyjrzał się teraz dziewczynie, być może spotkał ją już, albo miną się z nią, jednak uroda nie przypomniała mu nikogo z dystryktu drugiego. Wydedukował więc, że prawdopodobnie jest tu przejazdem lub coś w tym stylu, najprawdopodobniej zarabia, gdyż podobno dwójka należy do tych bogatszych.
    -Ja chce zagrać stwierdził mrużąc swoje antracytowe oczy i patrząc uważnie na dziewczynę.

    OdpowiedzUsuń
  48. Pierwsze co go przede wszystkim uderzyło to forma grzecznościowa. Większość starała się w jakiś sposób podejść przeciwnika, zdobyć jego sympatię i zaufanie, zwracając się do niego na per "ty", ona jednak trzymała się na dystans. Słysząc wzmiankę o szczęściu i przewrotności losu uśmiechnął się pod nosem. Szczęście to akurat ten aspekt życia, która niekoniecznie się go trzymał, chociaż być może to przez skłonność chłopaka do pakowania się w kłopoty. Sam często zastanawiał się jak to jest i czym jest szczęście. W końcu chodzi ubrany i najedzony, podczas gdy tyle ludzi na świece głoduje, czy to nie szczęście sprawiło, że urodził się akurat w tym a nie innym dystrykcie. A może to najzwyklejszy przypadek. Nie którzy do szczęścia potrzebują pełnego brzucha inni gonią za czymś jeszcze innym. Jedno jest pewne, każdy ma swoją definicję szczęścia.
    -To prawda los bywa przewrotny -powiedział wyciągając z kieszeni pieniądze i kładąc je na beczkę tuż obok kart. Uśmiechnął się do dziewczyny tajemniczo.
    -Ale widzę, że Ciebie szczęście nie opuszcza - dodał po chwili, nie spuszczając z niej wzroku swych ciemnoszarych oczu.
    Wiedział, że jak większość przybywających do Dwójki i proponujących szybki zarobek na grze, tak i ona jest szulerką. Ludzie w drugim dystrykcie tak samo jak i w pierwszym nie byli, aż tak wyczuleni na oszustów, którzy tworzyli się w tych biedniejszych dystryktach niczym grzyby po deszczu, oraz przyjeżdżali tu z zamiarem łatwego obłowienia się. Nie można ich było za to winić, w końcu sami próbowali jakoś na siebie zarobić, a jednocześnie utrzymać się przy życiu. Ot zwykła próba usamodzielnienia się i przeżycia w tej dzikiej dżungli jaką stało się teraz Panem, po prostu każdy miał swoje sposoby.
    Alex rzadko grywał w karty, ale nie musiał być przecież zapalonym graczem, aby wiedzieć, że z kanciarzem nie da się wygrać. W sumie raczej z góry decydując się na grę wiedział, że pieniądze które postawi zostaną "przegrane". Nie żeby mu zbytnio na nich zależało, w końcu to co chciał to miał, a to czego pragnął nie dało się kupić za żadne pieniądze. Zerknął na karty, a następnie na usta dziewczyny, pokręcił głową lekko rozbawiony.
    -Zasady jasne - przytaknął i spojrzał na leżące przed nim karty.

    OdpowiedzUsuń
  49. To, że zostanie napadnięta przez potencjalną ofiarę, zupełnie nie przyszło na myśl Sophie. W tym momencie można było powiedzieć, że była w zupełnej rozsypce. W końcu, gdy ktoś potrzebował pomocy, ona starała się zrobić wszystko co w jej mocy, by jej udzielić. Jednak przy tak naiwnym i dobrodusznym podejściu w końcu musiała dostać za swoje, przecież nie ulegało wątpliwości, że są też ludzie nie należeli do najuczciwszych. Miała tylko cichą nadzieję, że ich jakoś ominie, bądź też obejdzie się bez przemocy. Niestety dało się zauważyć, że rudowłosa złodziejka, okazała się być tym kimś, kogo obawiała się spotkać, zaraz po Strażnikach Pokoju. A nóż przyłożony do jej gardła tak ją wystraszył, że z tego wszystkiego, ptaszynka aż czknęła, przez co omal sama nie wbiła sobie niefortunnie, ostrza w gardło. Na szczęście w ostatniej chwili odsunęła się od niego, a gdy potem spojrzała na zdziwioną reakcję dziewczyny, zaczerwieniła się po aż same końcówki włosów. " To teraz już na pewno nie wywołałaś na niej groźnego wrażenia, Sophie. Brawo." zaczęła ganić się w myślach, choć wiadome było, że i tak nie byłaby w stanie w jakikolwiek sposób przekonać dziewczyny, że należy do osób, których należy się bać. Spojrzała rozpaczliwie na torbę. Nie mogła im oddać tego co tam miała, przecież oni byli złodziejami, okradną sobie kogoś innego, a gdzieś tam w głębi dystryktu, była rodzina, która uczciwie pracując, nie była w stanie wyżywić całe rodziny i zapewnić im edukacji.
    - Ja...Proszę... - z jej ust w końcu zaczął niezdarnie wydobywać się cichy głosik. Włożyła na prawdę wiele wysiłku, by w jakiś sposób się odezwać, lecz kiedy w końcu jej się to udało, nawet nie wiedziała co powiedzieć. Miała ochotę usiąść i płakać, w swojej bezsilności, ale zamiast tego pomyślała o rodzinie, którą miała zamiar zawieść, w głowie ukazały jej się obrazy ich smutnych i wygłodniałych twarzy. Nie mogła na to pozwolić. Musiała coś wymyślić i to w miarę szybko. Zawsze liczył się czas, a teraz miała go wyjątkowo mało.

    OdpowiedzUsuń
  50. Widok tej dziewczyny, która w tak prosty sposób zaskarbiła sobie nienawiść i pogardę Cato z pewnością był ostatnią rzeczą, którą miał ochotę zobaczyć dziś blondyn. A jednak - stało się. Blondyn przystanął i warknął pod nosem. Tym razem nie było tak łatwo, prawdopodobnie znajdował się na jej terytorium, co oznaczało dla niego spore utrudnienie, plus miliony gapiów, którzy jeszcze mogą jej pomóc, pomimo swojego niechlubnego zawodu, przecież była z dystryktu. Naiwność i chęć pomocy ludziom, którzy jej nie potrzebowali nie znała granic. Jednego był pewien. Ona obserwowała jego, on obserwował ją. Nie miał zamiaru się przed nią ukrywać, czy też uciekać - to było zdecydowanie poniżej jego godności. Miał szczęście, że zmierzał ku sali treningowej piątki, gdzie znajdowała się masa broni, która mogła mu się przyda , gdy sztylet, który posiadał przy sobie, zawiedzie. Jeżeli jednak dziewczyna postara się go teraz zaatakować, z pewnością się obroni, położył lekko dłoń, przy kieszeni, by mieć dostęp do broni w każdej chwili, aby móc sparować cios i czekał na ruch złodziejki.

    OdpowiedzUsuń
  51. Od razu na jego usta cisnął się drwiący uśmiech. Chciała mu dogryść, ale od razu zauważył, że nie miała bladego pojęcia o przygotowaniach do igrzysk. Siedziała prawdopodobnie w tej
    swojej zapyziałej dziurze, starając się ukraść, co tylko się dało. Żałosne. Tak przynajmniej myślał w tej chwili blondyn. Choć dostrzegł między nimi też drobne podobieństwo, co go lekko
    zaskoczyło, ale z pewnością nie oznacząło, że zmiejszy się odraza i pogarda odczuwana z powodu jej osoby.
    - Stać mnie na podróżowanie i obserwowanie biedniejszych ode mnie. - przyznał ironicznie, obserwując każdy
    ruch. Nie miał zamiaru dać się zaskoczyć. Znał jej zagrywki i to, że jest gotowa na zemstę.
    Miała to wymalowane na całej twarzy, a jej oczy wpatrywały się w niego złowrogo. Nie robiło to jednak na nim najmniejszego wrażenia.
    - Ale gdybym wiedział, że tutaj mieszka Twoja szajka obdartusów z pewnością przybył bym tu wcześniej. I tak jak ty, zabrał bym pomagierów. - dodał, rzucając znaczące spojrzenie w
    kierunku młodego chłopaka, który właśnie odchodził. Zastanawiał się, czy poszedł wezwać dziewczynie jakąś pomoc, czy też jest na tyle odważna i głupia, by znów chcieć mierzyć się z nim w pojedynkę. Bardzo był ciekaw, jaki był teraz jej następny ruch.

    OdpowiedzUsuń
  52. On pewnie nie użyłby słowa "wpakował się". To była zupełnie inna kwestii. Wcale nie podjął tej gry słów i gestów dla wzbogacenia się. O nie. Pieniądze były tym czego nie potrzebował tak panicznie jak większość obywateli Panem. Więc na myśl nasuwało się pytanie czemu to zrobił, skoro miał świadomość tego, że prędzej czy później i tak straci leżącą na przegniłej beczce sumkę..? Ot, może dlatego, że dziewczyna zwrócił na siebie jego uwagę, a może ze względu na doskwierającą mu wszechobecną nudę i stonowanie. Może wydawała mu się wystarczająco odpowiednią osobą, która podjęłaby się zadania wprowadzenia w tę szarą rzeczywistość szczypty zabawy i dreszczyku emocji. No oczywiście pewnie nawet nieświadomie.
    Jak na razie wszytko wydawało się iść po jego myśli. Dziewczyna podjęła grę, widząc kolejną nadarzającą się okazję. To jednak aż tak bardzo go nie dziwiło. Pewnie będąc na jej miejscu zrobiłby to samo. Zerknął teraz na karty, a następnie spojrzał w oczy dziewczyny. Uniósł nieznacznie do góry brew uważnie słuchając zasad obowiązującej gry.
    -Dobrze -powiedział i kiwnął głową z akceptacją przedstawionych warunków. Zasady wydawały się być uczciwe, chociaż w końcu takie własnie miały być. To karty miały mylić i oszukiwać, a nie zasady rozgrywki. Prawie jak podczas igrzysk..
    -A więc zaczynajmy - powiedział pośpiesznie jeszcze raz przesuwając wzrokiem po leżących przed nim kartach i odrywając jednocześnie role zniecierpliwionego gracza, która jak najszybciej chciałby cieszyć się wygrana. Jego dłonie powędrowały do leżącej przed nim kupki kary. Zgarnął je z beczki, a następnie odwrócił. Przyjrzał się im uważnie licząc. Nie było dyskwalifikującej karty. Nie w tym rozdaniu. Jednak do magicznej liczby dwudziestu jeden brakowało mu jeszcze siedem. Zmarszczył więc brwi i przeniósł wzrok na rudowłosą dziewczynę.

    OdpowiedzUsuń
  53. Wiedział, że Finch tak zareaguje. Bo jak inaczej? Rudowłosa dziewczyna siedziała obok niego, a on sam nie miał pojęcia, co dzieje się w jej głowie. Martwaiła się o nich, o to, jak mają przetrwać na ulicy. Domyślał się, że nie mówiła mu o wszystkich swoich problemach w innych Dystryktach. To co złe i brutalne nie powinno być peznaczone dla jego uszu, wiedzieć mógł o tym tylko Josh. On - Junior - już nie. Rozumiał, że to w trosce o jego wychowanie, ale czasem go to irytowało.
    Zdziwił się, gdy Finch zakazała mu mówić o tych obrażeniach Joshowi. Zazwyczaj to on był tym, który miał nie wiedzieć. Poczuł coś na kształt satysfakcji, bo dziewczyna na tyle mu zaufała, by dowiedział się czegoś, czego nawet Josh nie miał prawa widzieć! Jednocześnie sumienie nakazało mu się nie zgadzać, ponieważ Josh był jego przyjacielem, a przyjaciół się nie okłamuje, prawda? Jak człowiek może czuć tyle emocji w jednej chwili?!
    - Oczywiście, - powiedział spokojnie - ale obiecaj, że w moje urodziny zabierzesz mnie ze sobą. Dobrze, Finch?

    OdpowiedzUsuń
  54. Ringo McCantrell8 lipca 2012 20:44

    - Dobrze - słysząc to jedno słowo wypowiedziane przez Finch, poczuł się tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy nie był w życiu.
    Może gdyby nie był tak bardzo zachwycony z powodu obietnicy przyjaciółki, zauważłby pewien rodzaj smuteku wymalowananego na twarzy dziewczyny. Może gdyby nie myśłałby tylko o tym, co zrobi, gdy znajdzie się w Dystrykcie Dziesiątym, zastanowiłby się nad zagrożeniami, jakie ewentualnie mogą na niego czychać w innej części Panem. Ale nie był. Za bardzo cieszył się ze swojej "małej wygranej".
    - Do Dziesiątki - mruknęła Finch, starając się chyba przybrać dobrą minę dozłej gry - na początek będzie odpowiednia. Ale pamiętaj! Ani słowa... inaczej umowa będzie nieważna.
    Oczywiście. Josh. Nie zapomniał przecież.
    - Możesz na mnie liczyć, Finch - powiedział, z gigantycznym uśmiechem na usach. - To będzie... To jest najlepszy prezent urodzinowy,jaki kiedykolwiek mi dałaś.
    Przytulił przyjaciółkę. Nie było w tym nic wymuszonego. Jak młodszy brat przytula starszą siostrę, gdy chce podziękować, a nie znajduje słów.
    - A teraz słucham, - zaczął po chwili z błyskiem w szmaragdowych oczach - co mi opowiesz ciekawego o Dziesiątce?

    OdpowiedzUsuń